top of page
Szukaj

GŁÓWNE ŚWIĘTA W KULTURZE CELTYCKIEJ: SAMHAIN, IMBOLC, BELTAINE, LUGHNASAD

  • Zdjęcie autora: Malwina Piedo
    Malwina Piedo
  • 17 gru 2015
  • 18 minut(y) czytania

Tajemnice starożytnych kultur potrafią zaskoczyć niejednego. Swymi mrocznymi zakamarkami kuszą wszystkich, którzy choć trochę pragną znaleźć się w innym świecie, nieznanym, baśniowym. To przekonanie wrasta we współczesnych poprzez wiele działań kulturalnych typu ekranizacje filmowe, publikacje wspaniałych książek. Jeżeli tylko zapragniemy możemy po nie sięgnąć głębiej. Ze mną właśnie tak się stało. Szczerze- obecne czasy nie potrafią wywrzeć na mnie zachwytu. Szukam go w czasach dawnych. Szczególnie w kulturze celtyckiej lub słowiańskiej. Każda ich część uruchamia moją wyobraźnie tak bardzo, że nie jestem w stanie się od niej odwrócić. Wszystkie elementy posiadają swoisty charakter, magnetyzujący, taki, za którym chciałoby się podążać, uczestniczyć. Muzyka, obrzędy religijne, wierzenia, legendy, zwyczaje- to wszystko stanowi o nas współczesnych. W błędzie jest ten, kto myśli, że będąc Polakiem nie ma nic wspólnego np. z kulturą celtycką. Wystarczy zajrzeć w mapę, poszperać w historii, a odnajdziemy jej ślady na terenach Polski.


Kultury na siebie wpływały od zawsze. Każda z nich przenikała się na obrzeżach tworząc jej odłamy, pewnego rodzaju hybrydy. Ciężko powiedzieć, że żyjemy w takiej i takiej kulturze. Każda współczesna kultura jest mieszanką różnych kultur pradawnych. To jest cudowne fakt. Cudownie jest je badać, szukać powiązań i wzajemnych relacji. Podczas swoich studiów z zakresu kulturoznawstwa poznałam wiele ciekawych wątków, jednakże szczerze nie tego się spodziewałam po tej edukacji. Wybierając ten kierunek liczyłam na antropologiczno-socjologiczne poznawanie wszystkich kultur świata. Niestety minęło mnie to z muśnięciem dwóch, trzech zajęć. Cała wiedza nam przekazywana dotyczyła pojęcia kultury w różnych kręgach. Pojmowania jej w różny sposób, szukania źródłosłowia itp. Głównie filozofia…Nie mam do niej nic, bo jest potrzebna, ale jak dla mnie mało interesująca, mało wciągająca, mało namacalna. Pragnęłam poczuć to wgłębi siebie, zrozumieć jak było kiedyś, jak było gdzie indziej. Zrozumieć zachowania naszych przodków, ich świat. W szkole nic mi na ten temat nie powiedziano. Na własną rękę postanowiłam to uczynić zakładając tego bloga.


Obecnie ludzie nie zastanawiają się nad sensem zjawisk, które nas otaczają, z których korzystamy. One poporstu są. Nikt nie ma czasu aby zastanowić się po co są np. Święta Bożego Narodzenia. Dla wielu to okazja na prezenty. Wszystkie obrzędy, zwyczaje powoli przechodzą do ciemnego kąta. Są bo są. Jedni obchodzą inni nie. Po co w ogóle ktokolwiek je stwarzał. Czemu miały służyć i czemu dalej temu nie służą? Przykro mi, że żyje w takich czasach, gdzie wszystko jest powierzchowne, gdzie liczy się tylko to co opłacalne. Ludzie totalnie zmieniają swój sposób życia. Gdzie nasza wiedza codzienna? Gdzie nasza świadomość? Dla coraz większej rzeszy ludzi te tematy są „śmieszne”, niepotrzebne, zbędne. Po co zaśmiecać sobie i tak już zaśmiecone, ciężkie życie? Świetnie. Najlepiej siąść i zacząć się użalać. Każdy mówi, ze nadeszły ciężkie czasy, że tak ciężko nie było. Każdy tłumaczy swój brak zainteresowania brakiem czasu, brakiem siły. Zwala winę na ciężką prace po całych dniach, na zmęczenie. Dobrze…pomyślcie zatem co mieli powiedzieć ludzie z innych wieków. Czy komukolwiek było łatwiej, lepiej? Historia opowiada o ciągłych wojnach, zarazach, ubóstwie, ogólnie panującej biedzie. Skoro my teraz narzekamy, to co mogliby powiedzieć oni? Czy było im łatwiej? Myślę, że wszyscy odczuwamy ciężar życia, w każdej epoce inny ale jednak. Instynkt przetrwania daje nam jednak siły aby te trudności zwyciężyć. Gdybym jednak miała ocenić kto w tej sytuacji byłby wygrany, komu mogłoby być „lepiej” przyznałabym punkcik naszym przodkom. Mieli znacznie trudniejsze życie od naszego. Walczyli z większą ilościa przeszkód niż by obecnie. Byli przez to silniejsi i bardziej wytrwali. Co najważniejsze, co przesądza o tym, że są wygranymi, że było im lepiej to to, że mieli wiarę i szanowali kulturę. W tak trudnych czasach, w jakich przyszło im żyć mieli tarczę ochronną w postaci wartości, zwyczajów, wierzeń. Ich siła opierała się na myśli o cieple rodzinnym, o pragnieniu świadomie spędzonych świąt, o wartościach takich jak honor, duma, odwaga i życzliwość. Czasami myślę, ze w dzisiejszych czasach te wartości uznano za archaiczne. Coraz częściej jest tak, ze jak się wychylisz ze swoją dobrocią, to odpłacą Ci wykorzystaniem. Wartości typu lojalność, życzliwość, wytrwałość liczą się wyłącznie w CV kiedy aplikujesz do korporacji. Pewnie powiecie, ze dawniej tez tak było, że nawet było większe barbarzyństwo niż obecnie. Owszem, było. Wartości jednak były silne tam, gdzie ich oczekiwano, gdzie dawały moc. Dom rodzinny to była świętość. Kościół pomimo swego złego wizerunku spajał ludzi w jedność, dawał im złudzenie wspólnoty. To nie świadczyło o głupocie. Owszem, niewiedza była na porządku dziennym, szeroko rozpowszechniona, ze względu na podziały społeczne i panujące ustroje. Czasem zastanawiam się jakby to było połączyć obecny rozwój ludzkości, nauki, techniki z „tamtym” człowieczeństwem. Bycie nowoczesnym człowiekiem kierującym się wartościami, które byłyby cenione przez innych. Myślę, ze to nie nastąpi. Jest nas garstka, przez to jesteśmy coraz bardziej unikatowi, tym samym stając się łupem „szczurów” pragnących nas wykorzystać. Halo!!! Ludzie obudźcie się bo kiedyś o was zapomną! W przyszłości będą nas opisywać jako ludność kultury multimedialnej. Naszymi cechami będą wszechstronność, zinformatyzowanie, techniczność, mobilność. Nie pojawi się nic pozytywnego o naszej kulturze duchowej, bo ona zanika! Co z tego, że w Polsce żyje wiele mniejszości narodowych, które wnoszą do polskości walory swoich kultur. Co z tego, ze ślepo obchodzimy święta i wierzymy w nie na pokaz. Nie mówię tu o wierze w czary, coś niematerialnego, ezoterycznego. Mówię tu o podtrzymywaniu kultury międzyludzkiej. O pewnych tradycjach, których główny zamiar powinien być taki, że jesteśmy zjednoczeni, że choć troszkę nasze życie odpocznie od codziennego motłochu. O wspólnocie. Pamiętamy zapewne czasy naszego dzieciństwa, wtedy nie było jeszcze tak źle. Pamiętamy święta Bożego Narodzenia przy wielkim stole z całą rodziną, pamiętamy Andrzejki, gdzie każda dziewczyna wierzyła skrycie, że a nuż się ziści jej marzenie o ślubie. Dzisiaj to wszystko zostało zdeformowane. Andrzejki to świetna data na imprezę w klubie techno. Potańczyć, pośmiać się, spić i odespać kaca. Praktycznie wszystkie większe święta do tego się sprowadziły. Ludzie nie widzą sensu w obchodzeniu ich jak dawniej. Bo niby po co…Próba zabawy często kończy się wyśmianiem. Tak, podążaj za tłumem bo inaczej zostaniesz w tyle i zginiesz łupem drapieżcy.


Rozpisałam się na temat bardzo mnie irytujący. To właśnie z tych powodów uciekam w zainteresowanie tym, co kiedyś stanowiło o ludzkości. Jak wspomniałam z początku interesuje mnie kultura celtycka. W moim przekonaniu najbardziej magiczna ze wszystkich. Tak tez i teraz wgłębię się w jej postrzeganie świąt. Pokażę to dla takiego „małego” kontrastu z kulturą współczesną.


Kiedyś dni świąteczne były wyznaczane zgodnie z porami roku. Wszystko było podporządkowane naturze, która stanowiła prawą rękę Boga. Była żywicielką i opiekunką, a także tą, która wymierza srogie kary. Ten rodzaj kultury nazywano agrarną i pasterską. Życie przebiegało zgodnie ze wskazówkami jej zegara. Według natury wyznaczano okres siewów, zbiorów, czy przeganiania owiec na wyższe pastwiska. Dostosowanie się do jej wytycznych było konieczne do przetrwania. Obecnie informuje nas o tym np. kalendarz znaleziony w Coligny, pochodzący z I wieku p.n.e.

Jest to stary, celtycki solarno-lunarny kalendarz odnaleziony we Francji. Czas niestety odcisnął swoje piętno, dlatego też nie posiadamy pełnej Werski tego znaleziska. Zostało odnalezionych ok. 150 kawałków, z których da się odtworzyć jedynie około połowę tablicy.Wykonany jest z blachy ze stopu miedzi, która podzielona jest na szesnaście kolumn, z których każda obejmuje cztery miesiące, z wyjątkiem kolumny piątej i dziewiątej, z których każda obejmuje dwa miesiące księżycowe z dodatkiem jednego przestępnego, aby system zgadzał się z czasem rzeczywistym. Miesiące podzielone są na 29 lub 30 dni i tworzą rok liczący 354 dni. Kalendarz powstał prawdopodobnie w czasie łączenia się ludów Rzymian i Celtów. Na temat kalendarza wypowiedzieli się liczni, m.in.Julie White i Graeme K. Talboys. Określili go jako tabliczkę o wymiarach jakiś 60 cali na 42 cale, grawerowaną, zawierającą 62 miesiące lunarne i 2 dodatkowe lub wstawkowe. Spisany w języku galijskim, pismem rzymskim. Stawia to znak zapytania nad kulturowym pochodzeniem kalendarza. Wiadomo, że relacje rzymsko-celtyckie nie były najlepsze. Wpływ Rzymian był ogromny. Pewnością jest, że kalendarz jest celtycki, jednak nie do końca można przypisać go Druidom. Niżej przedstawię kilka relacji odnośnie życia Celtów:

  1. Dzień trwał od zachodu słońca do następnego zachodu;

  2. Miesiąc rozpoczyna się w dniu, gdy księżyc znajduje się w pełni i jest on podzielony na dwie równe części;

  3. Czas, w którym wschodzi księżyc, jest czasem pomyślnym, nazywanym MAT (dobry). Jak wiadomo w wielu kulturach, a także we wróżbiarstwie panuje przesąd, że w tym czasie przybywało wszystkiego co dobre. Był to czas natchnienia, motywacji, miłości, wyzwolenia, przyjaźni, dobrobytu i szczęścia. Ten okres trwał ok. 13 dni między nowiem a pełnią. Wierzono, że w czasie nowiu dobrze jest wykonywać niektóre czynności gospodarskie, polowe, magiczne i lecznicze. Należało więc: siać rośliny rosnące na powierzchni ziemi - jęczmień, bo wyrośnie czysty i duży, zacząć siew prosa, sadzić kapustę, bo nie popsuje się w beczce, sadzić drzewka, bo przyjmują się i idą w górę. Należało bydło wganiać do nowych obór, wtedy dobrze będzie wiodło się w gospodarstwie, strzyc owce, bo wełna mocniej i szybciej rośnie. Przy nowiu należało trzykrotnie potrząsnąć sakiewką i wypowiedzieć zdanie: Aby zawsze była pełna. Gospodarze wiedzieli, że rozpoczynać budowę, powinno się zawsze w okresie nowiu, najlepiej w marcu, w czasie przybywania księżyca;

  4. Niepomyślna część miesiąca oznaczana jest jako ANM, od ANMAT- przeciwieństwo MAT. Podejmowano wtedy wszystkie zadania, które miały na celu ubywanie, zmniejszenie, np. leczenie;

  5. Wszystko jest w równowadze;

  6. Każdy dzień, miesiąc i rok zapoczątkowany jest okresem wzrastającej ciemności, służy to medytacji i odpoczynkowi. Po tym okresie następuje czas pracy i światła. Dlatego każdy rok według kalendarza celtyckiego zaczyna się w Samhain;

  7. Nazwy miesięcy w kalendarzu celtyckim:

  • Samonios (październik/listopad)- jesień ziaren, opadanie ziaren

  • Dumannios (listopad/grudzień)- najciemniejsze głębiny

  • Riuros (grudzień/styczeń)- czas chłodu

  • Anagantios (styczeń/luty)- czas lodów

  • Ogronios (luty/marzec)- czas lodów

  • Cutios (marzec/kwiecień)- czas wiatrów

  • Giamonios (kwiecień/maj)- ukazywanie się kiełków

  • Simivisonios (maj/czerwiec)- czas jasności

  • Equos (czerwiec/lipiec)- czas koni

  • Elambiuos (lipiec/sierpień)- czas żądań

  • Edrinios (sierpień/wrzesień)- czas arbitrazu, rozstrzygania sporów

Plus miesiąc wstawkowy Mid-samonios, używany co cztery lata aby utrzymać cykl lunarny i solarny w synchronizacji, automatycznie tworząc rok przestępny. Nie pomagało to idealnej synchronizacji. Złoty Rok był czasem kiedy następowała najbliższa jedność z cyklem. Jeden Złoty Rok to 19 solarnych lat. W rzeczywistości jest to 19 lat, 2 godziny, 5 minut oraz 10,5 sekundy lub 235 księżyców;


  1. Kalendarz sam w sobie nie miałby takiej mocy przestrzegania gdyby nie rytuały, obrzędy, festiwale, które przypominały i celebrowały dany okres;

  2. Liczba 19 nie tyczyła się wyłącznie Złotego Roku. Była ona uwazana za liczbę o wielkim znaczeniu. W wielu kornwalijskich kamiennych kręgach odnajdziemy 19 kamiennych słupów. Poza tym 19 było też liczba lat potrzebnych na podstawowe wyszkolenie Druida. Używano też 19 liter we wczesnych alfabecie celtyckim;

  3. Powstanie Ośmiodzielnego Roku festiwali i ceremonii, będącego efektem cyklu lunarnego i solarnego. Festiwale lunarne, wiążące się z festiwalami ognia miały miejsce mniej więcej w połowie czasu między przesileniami i równonocami, były to Samhain, Imbolc, Beltane i Lugnasadh. Festiwale solarne mające miejsce podczas przesileń i równonocy. Były to festiwale w większej części wewnętrzne celebracje, które w większej mierze były przekazywane drogą ustna niż spisywane, np. w opowiadaniach, zwanych Mabinogion. Ich istnienie udowadnia też fakt przyporządkowania okresu zimowego przesilenia Bożemu Narodzeniu, czy Wielkanocy równonocy wiosennej.


Kalendarz celtycki dzielił rok na dwie części, zimowa i letnią. Każda z tych części rozpoczynało huczne święto Samhain (1 listopada) oraz Beltaine (inaczej zwane Cetshamain) obchodzone 1 maja. Samhain stanowiło początek roku celtyckiego, choć istnieją teorie, ze to wydarzenie było obchodzone 1 lutego podczas święta Imbilc. Przyjęte zostało jednak, że Imbolc oraz Baltaine są świętami dzielącymi okres zimy i lata.



Samhain (sauń) to najważniejsze z celtyckich świąt. Nazwa Samhain pochodzi od języków staroceltyckich: gaelickie Samhainn lub Samhuinn, a w innej formie - Sauin - oznacza po prostu listopad i jest skróconą formą od "Mí na Samhna" (irlandzki), "Mì na Samhna" (szkocki gaelicki) lub "Mee Houney" (manx-gaelicki). Inne znaczenie przedstawia pan Jerzy Gąsowski w swojej książce, pt. Mitologia Celtów. Według niego (Samain, Samhuin) - co po iryjsku można tłumaczyć sam e fuin, to„koniec lata", ale w istocie oznacza „zgromadzenie", „zebranie" - którego obrzędy odbywały się 31 października i miały charakter noworoczny.To czas kończący żniwa oraz rok. W tym czasie według wierzeń na ziemię zstepują duchy zmarłych w minionym roku oraz tych jeszcze nienarodzonych. Przybywają one w poszukiwaniu żywych aby znaleźć u nich schronienie na następny rok. W ten czas zapalano wszelkie światło i palono ogniska, nie zamykano też domostw, nie palono w kominkach ani nie wylewano wody za okno aby przypadkiem nie spalić lub nie oblać ducha szukającego schronienia. W ogniska rzucano kości i zwierzęce resztki. Wierzono, że przejście pomiędzy dwoma płonącymi stosami kości oczyszcza i ochroni przed "atakami" z świata nierealnego. Nie brakowało też krwawych ofiar, także ludzkich, które miały zapewnić przyszłe sukcesy w ryzykownych przedsięwzięciach. Były także obrzędy orgiastyczne, których istotny sens wypływał z kultu płodności. Zanikał podział między żywymi i martwymi, między płciami oraz własnością jednego człowieka, a drugiego. W kulturze irlandzkiej dodatkowo panował zwyczaj ofiarowywania bóstwu o imieniu Cromm Cruaich wszystkiego co pierworodne oraz trzeciego syna. Podpalano dom wodza i symbolicznie go zabijano. Według legendy tego dnia król Tirernmhasa poświęcił swego pierworodnego syna rozbijając mu głowę przed kamiennym posągiem bóstwa. Według przekazu podczas obchodów Samhain zginęło trzy czwarte irlandzkich obywateli.


Od tego święta wywodzi się Halloween oraz Święto Zmarłych a także słowiańskie Dziady, o których obchodzie z pewnością coś kiedyś napiszę. Są one bardzo podobne do celtyckiego Samhain. Dodatkową ciekawostką jest fakt, że Samhain obchodzą też wyznawcy Wicca, których symbolem jest pentagram, powszechnie uważani za wyznawców szatana i ostro tępieni przez Kościół.


Samhain było świętem obowiązkowym. Kto próbował się od niego wymigać mógł być pewien, że spotka go śmierć lub szaleństwo. To była magiczna noc pomiędzy starym a nowym rokiem. Towarzyszyły jej liczne wróżby symbolizujące brak granic pomiędzy między czasami. W ten dzień zaczynano wojny i staczano bitwy.


Obchody rozpoczynano wygaszeniem wszystkich ogni, a następnie ich ponownym rozpaleniem przez druidów. Wyznaczano święte miejsca. To stamtąd przeciętny człowiek pobierał magiczny ogień i zanosił do domu. Po tym czynie następowały huczne zabawy i spotkania plemienne. W ten czas pole do popisu mieli świniopasy, którzy odprawiali swe tajemne praktyki, bardzo szanowane. Podawano mięso wieprzowe, które miało zapewnić nieśmiertelność, a wino wprowadzało w stan ekstazy ułatwiający kontakt z zaświatami. Tak rozpoczęte obchody trwały jeszcze 12 dni po Bożym Narodzeniu, kiedy to był zakaz wychodzenia z domów. Święto to kojarzy się też z wątkami mitologicznymi. Mitologiczne boginie schodziły wtedy do piekieł, aby szukać swoich ukochanych. Demeter poszukiwała Kory, którą porwał Hades i dlatego świat spowiła zima. Celtycka Cailleah wyruszała do podziemia aby znaleźć Słonecznego Króla. Gdy władców nie było, demony i wampiry hasały po ziemi.

Istnieje wiele legend dotyczących święta Samhain, gdzie bogowie poślubiają boginki lub czarodziejki, automatycznie stając się słabymi i bezwolnymi, co rychło prowadzi do ich śmierci w płomieniach. Śmierć boga w Samhain symbolizuje ofiarę, kres pewnego stanu rzeczy, zasnięcie przyrody, koniec pory roku, koniecznie po to, aby mogło odrodzić się ponownie. Pod ten rytuał podpisano również zwyczaj symbolicznej śmierci wodza plemienia, władcy i palenie jego domostwa, o czym wspomniałam wyżej. Niżej treść legendy będącej wytłumaczeniem zwyczaju.


Na krótko przed świętem Samhain król wracał z polowania. Po drodze spotkał kobietę nieziemskiej urody, do której zapałał nagłą i gorącą miłością. Na jego błagania zgodziła się wejść do zamku Cletech i ofiarować mu swą miłość. Pod trzema jednak warunkami. Po pierwsze: król winien przepędzić prawowitą małżonkę. Po drugie: żaden duchowny nie może mieć wstępu na jego dwór. Po trzecie: nigdy król nie wymówi jej imienia. Imię to brzmiało Sin, czyli Burza. Miała ona jeszcze inne imiona: Osnad (Westchnienie), Easnadh (Dźwięk), Gaeth (Ostry Wiatr), Garb (Noc Zimowa), Gem adaig (Krzyk) i Tuethan (Lament). Żadnego z nich nie wolno było wymówić królewskiemu kochankowi. Sin była wróżką i czarodziejką, czyli bandea, znała siedliska duchów - sid- i potrafiła uruchamiać potężne, tajemne moce.


Podczas uczty wydanej na cześć jej przybycia Sin dokonała pierwszych czarów. Wywołała

dwie armie duchów, które na oczach biesiadników wybiły się nawzajem. Z wody i paproci przygotowała magiczne potrawy. Woda zmieniła się w wino, którego nie ubywało w dzbanach, mimo wychylanych toastów. Paprocie zamieniły się w wieprze, z których przygotowano potrawę. Wieprze odradzały się zaraz po spożyciu.


Następnego dnia wszyscy dworzanie czuli się bardzo niedobrze po magicznej uczcie, a najgorzej król Muircertach, który poczuł zbliżającą się śmierć. Jego dama serca nadal jednak odprawiała czary. Pod murami zamku Cletech pojawiły się dwa wojska: błękitnych wojowników i bezgłowych rycerzy. Wyzwały króla do walki, a on mimo słabości stanął do czynu bojowego i odniósł zwycięstwo. Ledwie to się stało, wyrosła nowa armia duchów, z którą król podjął dalszą walkę. Ale oto pojawił się św. Cainnech i rozproszył czary Sin. Wówczas król pojął, że mieczem swoim gromi zwykłe kamienie.


We wnętrzu zamku, dokąd święty mąż nie miał wstępu, czary Sin poczęły działać od nowa. Królewscy dworzanie spali pijani po czarodziejskiej uczcie, Sin wywołała wicher i śnieżną burzę, szalejącą wokół zamczyska. Król rzekł: „Oto westchnienie nocy zimowej, jakaż gwałtowna burza". Tym sposobem trzykrotnie wymówił imię swej kochanki. Teraz nic nie mogło uratować go od śmierci. Był słaby - on i jego świta. Dręczyły go koszmarne sny: widział swą śmierć w zamku płonącym podczas oblężenia lub porywał go gryf i zanosił do swego gniazda, w którym płonął razem z bajeczną bestią. Zapytany o znaczenie snów, druid przepowiedział królowi rychłą śmierć.


Król zapadł w głęboki sen. Gdy to się stało. Sin zebrała wszystkie oszczepy, jakie były w zamku i rozmieściła je wokół zamku, skierowane ostrzami w jego kierunku. Uczyniwszy to, podpaliła siedzibę królewską. Wówczas wokół zamku pojawiło się wojsko i z krzykiem wdarło się na wały obronne. Zbudzony król chciał walczyć, ale nie miał sił ni broni. Uciekł w głąb płonącego domostwa i szukając schronienia wpadł do kadzi z winem. Utonął w winie, a ogień z walącego się stropu przepalił jego ciało.”



Ze składaniem ofiar w dzień Samhain również wiąże się legenda o charakterze tej ofiary.


„ W micie Zaloty o rękę Becumy znajdujemy wiadomości o charakterze takiej ofiary. Becuma była wróżką (bandea), którą bogowie skazali na śmierć na stosie za grzech cudzołóstwa. Wyrok śmierci został jej jednak zamieniony na wygnanie. Becuma, wyrzucona ze świata bogów, dotarła do Irlandii, gdzie król pojął ją za żonę. Z chwilą gdy została królową, przeróżne klęski zaczęły spadać na kraj. Nieurodzaj spustoszył pola, a zaraza zdziesiątkowała orzekli, że powodem wszelkich klęsk była dawna zbrodnia królowej. Jedynym sposobem odwrócenia niełaski bogów miała być ofiara z dziecięcia, syna dziewicy, którego krwią należało skropić bramę grodu w Tarze i sąsiednią równinę. Po wielu trudach znaleziono takie dziecię. Zrozpaczona matka uprosiła jednak, by zamiast dziecka złożono w ofierze krowę. Druidowie dali się ubłagać i okazało się, że ofiara ze zwierzęcia odniosła taki sam pozytywny skutek.


Legenda o Becumie przypomina czasy, kiedy zapewne po raz pierwszy zrezygnowano z ofiary ludzkiej - w jej szczególnie okrutnej formie śmierci niewinnego dziecka - na rzecz ofiary z cennego zwierzęcia. W istocie, legendy związane ze świętem Samhain donoszą nam o składaniu rytualnych i wróżebnych ofiar z byków. Obrzęd taki, zwany Tarbfes (święto byka), był zarazem symbolem śmierci boga (zapewne identycznego z Tarvosem Trigaranusem w Galii) i substytutem ofiary ludzkiej, W epopei Serglige Conculaind czytamy: „Na zgromadzeniu tym [w Tarze] odprawili święto byka, aby w ten sposób dowiedzieć się, komu dać władzę królewską. A oto jak obchodzono święto byka. Zabijano białego byka; jeden człowiek spożywał mięso i pił rosół z tego byka w ilości takiej, by się nasycić, po czym zasypiał. Czterech druidów śpiewało nad nim słowo prawdy, a on oglądał we śnie postać tego, którego należało podnieść do godności królewskiej".


Drugim z omawianych świat jest Imbolc obchodzone od lutego do marca, czyli do zrównania dnia z nocą. Wiązało się ono z początkiem mleczności owiec ale poświęcone było obrzędom oczyszczania przez ogień i wodę. Patronką święta była bogini Brigid (bogini wiosny, poezji, lecznictwa i rzemiosła), której obecność znajdziemy w większości legend dotyczących powstawania np. Szkocji, jej gór, rzek, wszystkiego co związane z naturą. O niej i o jej synach olbrzymach krążą różne legendy. Praktycznie większość legend związanych z powstaniem np. jakiegoś jeziora dotyczy obecności Brigit, która raz była dobra-na wiosnę, powodowała, że wszystko kwitnie, a innym razem- na zimę przeobrażała się w okropna staruchę siejąca postrach, chłód i zniszczenie. Kultu bogini Brigit z czasem zmienił się w kult świętej Brygidy, obecnie będącej jedną z trzech patronów Irlandii.


Imbolc jest świętem pasterskim (raczej o lokalnym zasięgu) związanym z ochroną owiec oczekujących potomstwa. Rytuału oczyszczenia dokonywano przez umycie rąk, nóg i głowy. Rozpalano również tzw. Ognie św. Brigit chroniące zwierzęta, co jest widoczne w historiach na temat Stonehenge i druidów. Na widok wschodzących promieni słońca, przechodzących przez Trylithon druidzi rozpalali ognisko w ten jedyny dzień w roku. Wtedy zgodnie z zasadami religii Wicca bogini oczyszcza się i rozpoczyna ponownie aspekt dziewicy. Z tego ogniska pobierano ognie i zanoszono do domów. W Szkocji w wigilię tego święta podpalano snop zboża ubrany w kobiecy strój. W Polsce z kolei dacie tego święta przypisuje się święto Matki Boskiej Gromnicznej (symbolika ognia), podobnie jak palenie Marzanny.

Z obchodami Imbolc wiążą się różne zwyczaje, np. w kręgach wyznawców Wicca słowo Imbolc- oznacza dosłownie „ w brzuchu”. Nawiązując do tego znaczenia widzimy jak odradza się słońce, rośnie w siłę. Jest to czas, gdy bogini pod postacią Matki Ziemi, zaczyna czuć poruszenie życia w jej łonie. To życie z czasem zacznie kiełkować. Dni się zaczną wydłużać, stąd inne określenie święta- „Święto Światła”. Bogini Brigid oraz jej kochankowi przygotowuje się łoże płodności. Polega to na wykonaniu przez kobiety lalki Brigid oraz kosza. Mężczyźni z kolei mają za zadanie przygotować symboliczny przedmiot przypominający w kształcie fallusa, najczęściej jest to kij, różdżka. Zarówno ten przedmiot jak i lalka Brigit są wkładane do kosza i umieszczane przez parę starającą się o potomstwo w ustronnym miejscu, aby zapewnić bogini intymność. Ta dwójka kochających się ludzi odbywa również stosunek lub medytuje. Kiedy poczują, że w Brigit wstąpiło życie powracają do zebranych by oznajmić im dobrą nowinę.



Trzecim wielki świętem jest święto Beltaine, inaczej zwane Cetshamain, obchodzone 1 maja. Sanowi otwarcie sezonu letniego. Nazwę można tłumaczyć jako Ognie Belenosa, którego później identyfikowano ze słonecznym Apollinem z mitologii grecko-rzymskiej. Należy zwrócić uwagę na fakt, że w języku aryjskim słowo bel oznacza ogień lub blask słoneczny. Nie wiadomo jednak, czy bóstwo solarne przedstawiane na rytach skalnych z kołem może być uznawane za Belenosa. Odnosi się to także do bezimiennego boga solarnego wyobrażonego na kotle z Gundestrup. Obchody tego święta wiązały się także z gaszeniem starych i rozpalaniem nowych ognisk, które druidowie niecili polanami z dziewięciu rodzajów drzew. Ogień symbolizował letnie słońce i odgrywał rolę zasadniczą. Z wielkich ognisk roznoszono ognie po całej wyspie. Dodatkowo rozpalano dwa wielkie ogniska, między którymi przechodzili ludzie. Przepędzano bydło w celu odgonienia złych mocy, które ewentualnie mogły zadomowić się podczas zimy. Panowało też przekonanie, że maj jest złym miesiącem na zawieranie małżeństwa, gdyż święto kojarzyło się z erotyzmem i związkami pozamałżeńskimi. Nie wróżyłoby to nic dobrego dla nowożeńców.

Ważnym elementem obchodów święta był Wickerman. Według wikipedii:


„(Wiklinowy pan), był ważną postacią części celtyckiego rytuału Beltane poświęconego urodzajności. Wieśniacy zbierali się podczas obchodów, aby zbudować kukłę Wickermana. Wickerman budowany był z suchych gałęzi wierzbowych (wikliny) przeplatanych słomą, trawą i innymi łatwopalnymi materiałami. Budowano go na ramie w kształcie krzyża i musiał być tak wielki, aby sprawiał wrażenie kołysania się w biodrach. Wewnątrz Wickermana umieszczano ofiarę ludzką, która powinna wejść do wnętrza kukły dobrowolnie. W tamtych czasach wspólnota decydowała o tym, kto ma być ofiarą tego roku. Zwykle byli to wygnańcy, zbrodniarze, wiejscy "idioci", lub jakikolwiek inny niepożądany przez społeczność człowiek. Podczas ceremonii Beltany Celtowie palili Wickermana, a po spaleniu popiół (potaż) był rozsypywany po polach. Nie zawsze jednak starożytni Celtowie umieszczali wewnątrz Wickermana człowieka, ale dla dopełnienia rytuału należało w zamian włożyć do środka jakieś małe zwierzę lub kurczę.”

„O zmroku dnia, samotne z oddali uderzenia bębna, wzywały przyjaciół na plac celebry, gdzie członkowie poszczególnych grup przyjacielskich tworzyli kręgi, które miały wzmacniać energię trzymających się za ręce i kręcących się w koło, tworząc siłę jednego żywiołu. W dłoniach uczestników powiewały wstążki w czterech kolorach (żółte żywiołu powietrza, czerwone – ognia, niebieskie – wody i zielone – ziemi). Kręgi te otaczały Wickermana, następnie pękały i oplatały go kolorowymi tasiemkami. Cała ta scena, głośność bębnów i śpiew uczestników potęgowały się. Żywiołowe, monotonne granie bębnów i śpiewy kierowały się ku księżycowi. Nagle zapadała cisza. Głosy tonęły w ziemi, łącząc się z nią. Cały ten zgiełk jako symbol chaosu, zostawał zatopiony w ziemi. Przyoblekana w szatę ceremonialną kapłanka ruszała do Wickermana nazywając go wcieleniem niszczycielskiej ludzkiej bezmyślności. Teraz grupa wzywała ogień, nie jako symbol nienawiści czy zniszczenia, ale jako proces zmiany i przekształcenia wszystkiego, co żyje. Stojącego Wickermana chwytały pierwsze małe płomienie. Ogień rozprzestrzeniał się i szybko wczesny wieczór rozjaśniał, niczym pochodnia, całą okolicę. Otaczający płonącego Wickermana głośno wymieniali wszystko, co złe i co należało zmienić i w miarę rosnącego ognia tych życzeń przybywało i głos się potęgował. Wierzono, że cała ta energia z płomieniem szła do góry i powodowała gojenie i oczyszczanie ziemi ze zła i podłości. W miarę słabnącego ognia głosy powoli cichły. Cały czas głosom wtórowały bębny. Powietrze nocy ponownie napełniało się monotonnymi śpiewami i tańcami. Każdy celebrant wyrażał kolejno i głośno pomyślne dla siebie lub ludzkości życzenie.”


Palenie ludzkich wizerunków służyło powstawaniu ducha łączącego celebranta z siłą będącą poza kontrolą. Tak też siła słońca była łączona z siłą ognia (połączenie zdrowia i wzrostu z żywnością i gościnnością). Do uroczystości dołączano ucztę składająca się najczęściej z:

  1. Jaja gęsiego- symbol odnowy;

  2. Wieprza-zwierz królewski;

  3. Łososia- symbol mądrości druidów;

  4. Mysikrólika- ptak druidów;

  5. Miodu- produkt słonecznego owada-pszczoły;

  6. Orzechów- symbol hermetycznej wiedzy druidów;

  7. Kapusty, mleka i piwa.


Święto było również świętem kobiet, jako święto matki-rodzicielki. Z tym świętem wiążemy także takie święta jak tzw. Mari lwyd. Było to obnoszenie końskiej maski lub czaszki na kiju po wsiach i miasteczkach, co z pewnością kojarzy nam się z polskim turoniem i kolędnikami. W czasem, pod wpływem chrześcijaństwa boga Belenosa połączono ze św. Janem, i samo święto przeniesiono na 24 czerwca, jako noc świętojańska, gdzie praktykuje się zwyczajne skakanie przez ognie.


Ostatnim wielkim celtyckim świętem jest Lughnasad, święto ku czci boga Lugha, przypadające na 1 sierpnia, jednakże obchody zaczynały się już lipca i trwały do 15 sierpnia. Pierwotnie święto odbywało się w Mide w Irlandii i miało wiele aspektów mitycznych o niejasnym sensie. O samym bogu według Jerzego Gąsowskiego, wiadomo tyle:


„Złożoną postacią iryjskiego panteonu był bóg Lug. Posługując się jedną tylko ręką, pomagał Tuatha De Danann w walce przeciw Fomóraigom. Był typowym bogiem-herosem. W mitach występuje także jako twórca kultury - Samildanach, czyli Mistrz Wszech Sztuk i tym przypomina galijskiego Merkurego z zapisków Cezara. Bóg Nuada zrzekł się tronu na jego rzecz. Święto ku jego czci Galowie obchodzili w Lyonie (Lugdunum, czyli miasto Luga) w wigilię 1 sierpnia i tegoż dnia było obchodzone w Irlandii pod nazwą Lugnasad (święto Luga lub wesele Luga). Liczne inskrypcje z imieniem tego bóstwa na rozległym terytorium osadnictwa celtyckiego (Galia, Szwajcaria, Lombardia) pozwalają sądzić, iż był nie tylko bóstwem iryjskim, lecz także jednym z ważnych bóstw całego świata celtyckiego. Większość badaczy uważa, że jest on bogiem słonecznym, a jego imię, zwłaszcza przekazane w walijskiej formie Lleu, znaczy tyle co „światło".

Samo święto polegało na uroczystych obchodach wiążących się z rozpoczęciem żniw, ścinano pierwsze kłosy i składano je w ofierze bogom. To rodzaj przypomnienia walki Lugha z Bresem, który pokonany zobowiązywał się wyjawić sekret uprawy ziemi. W Anglii w ten dzień wypiekano chleb z nowych zbiorów, gdyż sama nazwa nawiązuje do „mszy bochenka” (Lammas). Poza tym obrzędy polegały również na:

  1. Rytualnym zabiciu byka;

  2. Złożeniu go w ofierze;

  3. Symbolicznym odegraniu mitologicznej walki;

  4. Zorganizowaniu uczty, na której podano mięso z zabitego byka, chleb, mleko i masło, świeże owoce i jarzyny;

  5. Organizowanie różnych zawodów, np. zapasów biegów kobiet i mężczyzn, wyścigów koni i wozów, turniei, potyczek pieszych, tańców oraz hurligów, czyli gier polegających na rzucaniu kul.

Odpowiednikiem tego święta jest święto Matki Boskiej Zielnej oraz dożynki.

O każdym z opisanych świąt można znaleźć multum informacji, całkiem różnych. Jest wiele źródeł, ciężko określić, które są prawdziwe. Jedno jest pewne, święta istnieją i są praktykowane. Pozmianiały się formy obchodów, jednakże tradycja wciąż jest mocno zakorzeniona w kulturze np. Szkocji. Każde święto ma charakter publiczny, dodatkowo uzupełniony o indywidualne obchody, zwyczaje. Często spotykamy się ze spotkaniami plemiennymi, gdzie dokonywano wymian towarów, handlu. Był to rodzaj specyficznego jarmarku ludowego nazywanego oenaighe, które odbywały się na specjalnie wyznaczonych terenach, np. wzgórzach, skałach itp. Przy tym wszystkim organizowano czynności religijne w świętych gajach zwanych nemetony (kamienne kręgi) lub w sithach (miejscach pochówku władców i herosów, gdzie według wiary przebywały ich duchy).


O tych wszystkich obrzędach można byłoby czytać godzinami. Każdy z nich głęboko wyrastający z jeszcze wcześniejszych wierzeń. Jedne bardziej, innie mniej zmodyfikowane ale wciąż mocno żywe. Obecnie kwestia stosunku do obchodów naszych świat jest kwestią indywidualną. Nie mamy przymusu odgórnego pod kara śmierci aby w tym wszystkim brać udział. Uważam jednak, ze tradycja jest na wagę złota w obecnych czasach. Bez niej staniemy się uschniętymi słomkami, gotowymi do ścięcia i do poświęcenia, choć nie wiem właściwie w jakim celu. No cóż, to tylko mój prywatny pogląd na całą sprawę ze świętami. Podałam przykład świąt celtyckich, jednakże równie mocno wierzącymi i praktykującymi byli nasi rodzimi przodkowie, Słowianie. Co prawda większość świąt z „nutką czarów” pochodziła z czasów pogańskich, ale samo chrześcijaństwo też wniosło ciekawe aspekty obchodów znanych nam dobrze świąt.


 
 
 
Wyróżnione posty
Ostatnie posty
Archiwum
bottom of page